Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cieślą. I dlatego, gdy robota się skończyła, musiał wyrzec się swych snów i odejść z ciężkiem sercem. Ja odleciałem i on odszedł też budować inne okręty, a Idalia zapomniała go, bo tak być musiało.
Wiecie, że pan zamku hodował w swych stajniach wspaniałe czarne rumaki. Admirałowi, którego przysłał król, aby obejrzał okręt i umówił się o kupno, podobały się one bardzo. Słyszałem, jak je chwalił, bo zakradłem się przez otwarte drzwi do stajni, potrząsałem sianem w żłobach i rozrzucałem po podłodze słomę świecącą niby złote druty w słońcu.
Pan zamku pragnął wymienić swój okręt na królewskie złoto, a admirałowi podobały się bardzo jego konie. Ale upodobanie admirała nie zostało zrozumiane, więc król nie kupił okrętu, wysłuchawszy jego rady. Odtąd opuszczony statek stał na brzegu podparty belkami, jak arka Noego, która nigdy już nie miała się zakołysać na falach.
W zimie, gdy śnieg okrył pola, a na zielonych falach cieśniny unosiły się bryły lodu, znalazłem się znów na brzegu. Wtedy czarne kruki i wrony nadleciały wielkiemi stadami i siadły na opuszczonym samotnym okręcie, stojącym na brzegu. Ptaki krakały głośno, a ja rozumiałem w ich głosach opowiadanie o zniszczonych gniazdach, wyrąbanym lesie, opuszczonych pisklętach, i o wspaniałym okręcie, który to wszystko sprawił, aby potem i tak nigdy nie wypłynąć na morze.
Wtedy zacząłem kręcić naokoło okrętu padający śnieg. Śnieg padał coraz gęściej, zrywał się i opadał, jak wzburzone fale i okręt w nich jakby płynął przed siebie. To była jego jedyna podróż.