Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gotowe, podpalono je i chłopcy i dziewczęta, wziąwszy się za ręce, zaczęli tańczyć naokoło. Czekałem cichutko, a potem nagle zacząłem dąć na ogień, który rozpalił jeden z najpiękniejszych młodzieńców. Drzewo się zaiskrzyło, płomień wybuchnął najwyżej, właściciel jego został wybrany na majowego króla, a jedna z dziewcząt była jego królową. Radość była przy tem i wesołość większa niż kiedykolwiek, w niedalekim wspaniałym zamku. A wtedy drogą do zamku jechała sześciokonną karetą dumna żona Waldemara Daa ze swemi trzema córkami, młodziutkiemi i pięknemi, jak kwiaty. Matka ich wyglądała też, jak wspaniały kwiat, nie zechciała nawet spojrzeć na ten bawiący się tłum, który odbiegł od ognisk i kłaniał się pokornie; zdawałoby się, że ten kwiat ma sztywną łodygę, która się nigdy ugiąć nie potrafi.
Róża, lilia i blady hiacynt — do tych trzech kwiatów były podobne młode panny z zamku. Któż uzna je za swoje królowe? Ich królem majowym będzie pewnie jaki dumny rycerz, a może nawet książę? Uuuu — dodał wiatr.
Kareta przejechała, a wieśniacy wrócili do tańców, bo tego wieczora tańczono naokoło w całym kraju według starego zwyczaju. Ale w nocy, gdym się zerwał z odpoczynku i zaczął obracać blaszane chorągiewki na wieżach zamkowych, dumna żona Waldemara Daa położyła się do łoża, aby już nie wstać więcej. Stało się z nią nagle to, co w swoim czasie dzieje się z każdym człowiekiem. A wtedy mąż jej zamyślił się ciężko po raz pierwszy. Dumne drzewo może się zgiąć, ale nie łamie się nigdy — pomyślał on sobie zamiast zwykłego: to się pokaże. Córki płakały głośno, wszyscy w zamku ocierali łzy, bo pani odeszła na zawsze. Wtedy i ja też odleciałem, uuu — powiedział wiatr.