Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale ta rozpadła się z czasem w gruzy i z jej szczątków dopiero zbudowano dotąd stojący zamek. Widziałem w nim szlachetnych panów i ich żony, widziałem całe ich pokolenia, a teraz opowiem o Waldemarze Daa i jego córkach, bo historya ich jest naprawdę zadziwiająca. Waldemar Daa był dumny, nie darmo szczycił się pochodzeniem z królewskiego rodu. Umiał on nie tylko polować i opróżniać puhary. — To się jeszcze zobaczy — zwykł mawiać o swoich zamiarach.
Żona jego, odziana w tkane złotem suknie, umiała pięknie przyjmować gości we wspaniałych komnatach zamkowych śród rzeźbionych sprzętów i wspaniałych obić. Wszyscy jedli tam i pili ze złotych i srebrnych naczyń, piwnice pełne były starych win, w stajniach rżały ogniste rumaki. Cały zamek był szczodry, dopóki gnieździło się w nim bogactwo.
W zamku były trzy panienki, trzy młode córki: Idalia, Joanna i Dorota, pamiętam jeszcze ich imiona. A że rodzice byli bogaci i dumni, więc i dzieci wychowały się w wielkim dostatku. Uuu... przelatywałem tamtędy — dodał wiatr i opowiadał dalej. — Nie widziałem tam, aby tak, jak w innych rycerskich dworach, pani siedziała razem ze służebnemi w wielkiej sali i przędła. Pani tego zamku grała i śpiewała na dźwięcznej harfie, lecz nie stare swoje ojczyste pieśni, a jakieś długie ballady w obcym języku.
Było to pewnego majowego wieczora — opowiadał dalej wiatr — gdym przybiegł z zachodu na ten brzeg morski, kołysząc po drodze spotkane okręty. Przycichłem wtedy w dużym, dębowym lesie, który rósł jeszcze niedaleko zamku. Pod lasem zebrała się właśnie młodzież wiejska z całej okolicy; wszyscy zbierali suche jak największe gałęzie, a gdy wreszcie stosy były