Strona:Aleksander Szczęsny - Baśnie Andersena.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
G

Gdy wiatr przebiega nad trawami lub zbożem, faluje je jak powierzchnię morza. To jest właśnie taniec wiatru. Źdźbła roślin uginają się pod nim, rozchylają się, szemrzą, a wiatr, ledwo je tykając, pędzi już dalej. Ale trzebaby go wam posłuchać opowiadającego. Bo wiatr opowiada ciągle; co innego mówi śród drzew leśnych, a co innego śród ruin starych budowli. Spojrzyjcie tylko, jak wiatr pędzi obłoki niby posłuszne stado, posłuchajcie, jak dmie przez niedomknięte drzwi, niby strażnik, grający z daleka na rogu. Lubi on szczególniej dostawać się przez komin do pieca, a tam chwieje i zgina czerwony płomień, który wybucha wtedy aż na pokój, świecąc jaskrawo i mile grzejąc. Dobrze jest wtedy słuchać go i grzać się. Posłuchajcie więc, co wiatr opowiada. Zna on więcej opowiadań i bajek, niż my wszyscy razem... Uuu, przelatuuję — to jest ciągle powtarzający się jego przyśpiew. A potem już można się wsłuchać i odróżnić słowa, z których składa się następujące opowiadanie:

Daleko stąd nad morską cieśniną stoją czerwone mury starego zamku. Znam tam każdy kamień, znałem je dawniej, kiedy jeszcze tkwiły w wieżach i murach starej nadmorskiej strażnicy.