Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koszary i przełożonych była ucieczka do rodzinnych swych łąk i pól. Złapali go i wsadzili do więzienia. Potem wziął te buty. Dlaczego je wziął, z jakiego powodu, nie potrafiłby tego powiedzieć nawet najbliższemu sobie, nawet ojcu czy matce. To też Kozłowski nie byłby się męczył, gdyby byli karali zdecydowanego, przemyślnego złodzieja, albo choćby nawet zupełnie niewinnego człowieka, ale przecież zdolnego odczuwać całą ohydę publicznej kaźni.
Sto uderzeń wyliczono, dobosz przestał bębnić, a naokoło Bajguzina znowu poruszyło się tych pięciu. Gdy Tatar wstał i zaczął nieśmiało zapinać mundur, oczy jego spotkały się z oczami Kozłowskiego i znowu tak samo, jak w chwili przyznania się, podporucznik poczuł między sobą a żołnierzem jakiś dziwny duchowy związek.
Czworobok drgnął i szare jego ściany zaczęły się rozpadać. Oficerowie szli wszyscy razem ku bramie kasarni.
— Cóż, — mówił ryży oficer w szlafroku, czyniąc rękami szerokie, nieskoordynowane ruchy, — to to się ma nazywać biciem? U nas w bursie, jak bili, to najprzód rózgi moczyli w occie... No, mnie go trza było dać,