Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nanie, że to on podstępem wyciągnął z Bajguzina przyznanie się do kradzieży. „To przecież za pozwoleniem jeszcze nikczemniejsze, myślał sobie, rozbroić człowieka wspomnieniami o domu, o matce, a potem nagle go przydusić“.
W chwili, gdy słyszał mówiącgeo ryżego oficera, to szczególniejszą nienawiść czuł do jego wstrętnej brody, do jego ciężkiej opasłej figury, napomadowanych kosmyków jego włosów, wyzierających z tyłu z pod czapki. Ten człowiek widocznie z satysfakcją przyszedł na widowisko, za sprawcę którego Kozłowski uważał, bądź co bądź, siebie.
Komendant wyszedł na środek bataljonu i odwróciwszy się tyłem do Bajguzina, przeciągle i ostro zakomenderował:
— Baczność!
Kozłowski pociągnął z pochwy pałasz do połowy, wzdrygnął się jakby od zimna i potem już nie przestawał drżeć nerwowo. Komendant powiódł wzrokiem po szeregach i krzyknął:
— Równaj się!
Czworobok poruszył się akuratnie, dźwięknął dwa razy karabinami i ucichł.
— Niech adjutant odczyta wyrok pułko-