Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzrokiem, jakim na swojego pana spogląda mała małpeczka i wymówił prędko ochrypłym, obojętnym głosem: „Muchamet Bajguzin.
— Rzeczywiście tak, wielmożny panie, Muchamet Bajguzin — dodał tłómacz.
— Spytaj się go, czy wziął Jesipace buty.
Podporucznik znowu przekonał się o swojej niezdolności i nieśmiałości przez to, że z powodu jakiegoś uczucia wstydliwości i delikatności nie mógł wymówić właściwego słowa „ukradł“.
Kuczerbajew znowu zwróci się i zagadał, tym razem pytająco i jakby z odcieniem surowości. Bajguzin podniósł na niego wzrok i milczał.
I tak na wszystkie pytania odpowiadał takiem samem boleściwem milczeniem.
— Nie chce mówić — objaśnił tłómacz.
Oficer wstał, przeszedł się w zamyśleniu po pokoju i zapytał:
— A po rosyjsku nic on nie rozumieć
— Rozumie, wielmożny panie. On nawet i może mówić. Ei Harandasz, karali minga — zwrócił się znowu do Bajguziina i przemówił po tatarsku coś długo, na co Bajguzin odpowiedział tylko swojem małpiem spojrzeniem.