Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wa koniec końców polegała jedynie na niepewnem twierdzeniu Piskuna, dyżurującego w rocie, który widział Bajguzina kręcącego się w koszarach podczas kolacji. Co się tyczy rekruta Jesipaki, to tego jeszcze przedtem oddano do szpitala, bo zachorował na jaglicę.
Nakoniec foryś wpuścił obu Tatarów. Weszli nieśmiało, z przesadną ostrożnością krocząc, by nie uderzać obcasami, z których kawałkami padało na podłogę jesienne błoto, i zatrzymali się tuż przy drzwiach. Kozłowski rozkazał im się przybliżyć, wobec czego zrobili jeszcze trzy kroki, wysoko podnosząc nogi.
— Nazwisko! — zwrócił się ku nim oficer.
Kuczerbajew bardzo śmiało wyrecytował swoje nazwisko, na którego całość składały się i „ogły“ i „girej“ i „mirza“.
Bajguzin milczał i patrzył w ziemię.
— Powiedz mu po tatarsku, żeby powiedział swoje nazwisko — rozkazał Kozłowski tłómaczowi.
Kuczerbajew zwrócił się do obwinionego i coś powiedział po tatarsku zachęcającym tonem.
Bajguzin podniósł oczy, popatrzył na tłómacza takim spokojnym i boleściwym