Strona:Aleksander Kuprin - Wiera.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówić przez „ty“ do takiej zasłużonej osoby, jak np. Taras Gawryłowicz, u którego na piersiach wisiał duży srebrny medal „za gorliwość“, a lewy rękaw naszyty był srebrnemi i złotemi taśmami.
Sprytny feldwebel za bardzo grzeczne i słuszne uznał zakłopotanie młodego oficera i trochę niem ujęty, zameldował się dokumentnie.
— Powiedz mi... powiedz no, kto to tam tej kradzieży się dopuścił? Jakieś tam buty, czy coś? Djabli wiedzą co!
Dodał djabła, żeby choć cokolwiek powiększyć ton pewności siebie.
Feldwebel słuchał z miną natężonej uwagi, wyciągniąwszy wprzód szyję. Zeznanie swoje zaczął od niezbędnego „no i cóż“.
— No i cóż, wielmożny panie, siedzę sobie i przepisuję rozkaz. Nagle przylatuje do mnie dyżurny na to mówiący, Piskun, i opowiada, tak a tak, panie feldwebel, w rocie nieporządek. No i cóż w nieporządku? Rzeczywiście, mówi, rekrutowi buty ukradli i trzydzieści kopiejek gotówką. A dlaczego, pytam się, kuferka nie zamyka? Bo, wielmożny panie, u każdego z nich powinien być zamek przy kuferku. On, mówi, zamykał, ale mu go wyłupali. Kto wyłupał? Jak śmiał?