Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

złożył i schował w kapelusz — chociażbym go zgubił, zrobię, jak dzieci mają zwyczaj robić: będę powtarzał przez całą drogę: Armentières. Czy to wszystko?
— Tak sądzę.
— Zastanówmy się: Buckingham nie żyje, lub ranny śmiertelnie; rozmowa twoja z kardynałem podsłuchana przez czterech muszkieterów; lord de Winter zawiadomiony o twojem przybyciu do Portsmouth; d‘Artagnana i Athosa zamknąć w Bastylji; Aramis kochankiem pani de Chevreuse; Porthos głupiec; pani Bonacieux odnaleziona; przysłać ci powóz jaknajspieszniej; mojego lokaja zostawić do twego rozporządzenia; zrobić z ciebie ofiarę kardynała, aby przełożona nie powzięła jakich podejrzeń; Armentières nad rzeką Lys. Czy wszystko?
— Doprawdy, kochany hrabio, cudowną masz pamięć. Ale, ale, dodaj jedno jeszcze...
— Co takiego?...
— Zauważyłem prześliczny lasek, dotykający ogrodu klasztornego; powiedz, że wolno mi po nim spacerować, kto wie? może będę zmuszona wyjść tylnemi drzwiami?
— Myślisz o wszystkiem.
— A ty zapominasz o jednej rzeczy...
— O czem?
— Nie pytasz, czy mam pieniądze.
— Ile żądasz?...
— Wszystko, co masz przy sobie.
— Mam około pięciuset pistolów.
— Ja posiadam tyleż; z tysiącem pistolów można wiele dokonać; dalej, wypróżnij kieszenie.
— Oto masz...
— Dziękuję. A ty odjeżdżasz?
— Za godzinę, zjem tymczasem cokolwiek.
— Wybornie... Adieu, hrabio!
— Adieu, hrabino.
— Poleć mnie względom kardynała.
— A ty mnie łasce szatana.
W godzinę potem Rochefort pędził co koń wyskoczy; w pięć godzin mijał Arras. Czytelnicy wiedzą już, jak go d‘Artagnan poznał i jak z tego powodu obawy muszkieterów wzrosły i dodały im podniety do dalszej podróży.