Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 2.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wagi jej zabrakło; nareszcie udając nagłe postanowienie, rzekła:
— Mam wroga...
— Ty, pani!... — wykrzyknął d‘Artagnan, udając zdziwienie — na Boga!... czyż to możebne? taka piękna i taka dobra!
— Wroga śmiertelnego...
— Naprawdę?...
— Nieprzyjaciela, który znieważył mnie okrutnie... między nami teraz walka na śmierć... Czy mogę rachować, że pan mi dopomoże?
D‘Artagnan zrozumiał, do czego milady zmierza.
— Możesz pani liczyć na mnie — rzekł z przesadą — ramię moje i życie należą do pani, równie jak miłość moja.
— A więc — zaczęła milady — ponieważ jesteś szlachetny i zakochany...
Przerwała.
— Cóż dalej?... — zapytał d‘Artagnan.
— Co dalej? — ciągnęła milady. po chwili milczenia — przestań od dziś mówić o niepodobieństwach.
— O! pani, to szczęście nad siły moje — zawołał d‘Artagnan, rzucając się na kolana i okrywając pocałunkami białe rączki, których mu nie broniono.
— Pomścij mnie, zabij niegodnego de Wardes — myślała milady, zaciskając zęby — a potrafię się pozbyć i ciebie, głupcze jakiś, narzędzie bierne w moich rękach!...
— Rzuć się dobrowolnie w objęcia moje, ty, coś się tak bezwstydnie ze mnie naigrawała, obłudnico, niebezpieczna kobieto — myślał ze swej strony d‘Artagnan — a potem ja cię też wyśmieję, razem z tym, którego chcesz, abym zabił...
D‘Artagnan podniósł głowę wyzywająco.
— Gotów jestem! — powiedział.
— Zrozumiałeś mię zatem, kochany panie d‘Artagnan?
— Odgadywać będę chęci twoje ze spojrzenia...
— Gotów więc jesteś użyć dla mnie siły rammienia swego, tak już wsławionego powszechnie?
— Nawet w tej chwili.
— Lecz jakże zapłacę usługę podobną? znam dobrze