Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WSTĘP.
Tajne zebranie.

Noc lipcowa otuliła miasto w miękkie fałdy swej czarnej szaty.
Gdy Warszawa pulsowała tętnem życia nocnego, — Praga-miasto po ciężkiej pracy spało od dawna snem kamiennym. Z ciemnych labiryntów ulic źle oświetlonych pełgającymi latarniami, dochodził czasem tylko gwar przyciszonej rozmowy i wkrótce milkł, jakby onieśmielony, czasem znów zakłócił ciszę krzyk pijanego lub głos harmonji od strony zawsze czujnego Targówka.
Ulicą Ząbkowską szło trzech młodych ludzi. Zniszczone ubrania i wymięte maciejówki nadawały im pozory robotników, choć dziwnie przeczyły temu delikatne rysy ich twarzy. Szli lekkim, sprężystym krokiem, jak żołnierze.
Dwóch rozmiawiało z wielkim ożywieniem. Ton ich głosu przewyższał od czasu do czasu skalę zwykłej rozmowy i przypominał kłótnię. Wtedy trzeci, najniższy wzrostem, ostudzał ich zapał:
— Uciszcie się na Boga, jeśli nie chcecie znów wsypy.Tyle razy przepłaciliście drogo te wasze wieczne dyskusje na ulicy. Doprawdy, że chyba nikt was z tych kłótni nie wyleczy...
Po tem upomnieniu obaj umilkli, rozglądali się trwożliwie wkoło, ale wkrótce rozpoczynali znów