Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

U wyjścia z „Białego Pawia“ natknęli się na komisarza policji, bardzo wysokiego wzrostu, który stał z jakimś robotnikiem i bacznie ich obserwował. Karnickiemu, zdawało się, że wysoki komisarz policji powoli maleje, aż wreszcie głową dosięga jego kolan. To zjawisko dziwiło go i śmieszyło. Stał naprzeciw komisarza i zaśmiewał się na całe gardło. Wreszcie z trudem utrzymując pozycję pionową, spytał:
— Czy pan zawsze nad ranem tak maleje?...
— Nie zawsze, tylko wtedy, gdy u pana termometr alkoholowy stoi wysoko — spokojnie odpowiedział komisarz.
Karnicki chwycił Wiencka pod ramię, silnie się na nim oparł. Podpora nie musiała być jednak mocna, bo wkrótce obaj zatoczyli ogromny łuk i uchwycili równowagę dopiero na środku jezdni. Potem brnęli przez gęsty śnieg, przytuleni do siebie tak mocno, jakby żadne przeciwieństwa losu już nigdy rozdzielić ich nie miały.


ROZDZIAŁ IX.
Pierwsze ślady.

Do gmachu sądu zmierzała szybkim krokiem młoda, nędznie ubrana kobieta. Poprawiała wyszarzały kołnierz skunksowy, broniąc się przed zimnymi strugami deszczu, pomieszanemi ze śniegiem. Stopy obciśnięte w niegdyś lakierowane pantofelki,.obecnie łatane płatami grubej skóry, wymijały zręcznie brudne kałuże.
Pchnęła drzwi wejściowe i weszła do hallu. Chwilę rozglądała się nerwowo w tłumie publiczności, jakby szukając kogoś. Zbliżyła się do woźnego.
— Czy mógłby mnie pan poinformować, gdzie mieszczą się biura prokuratury?
Woźny podał numer drzwi. Młoda kobieta przebiegła schody pierwszego piętra, potem już wolno