Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chu. Oczy artystki padały od czasu do czasu na leżący obok rękopis, a wtedy czarne brwi ściągały się razem nad czołem. Widocznie przypominała sobie rolę. Karnicki stał we wnęku drzwi, bacznie śledził każde poruszenie przyjaciółki.
— Moja bajka... — myślał.
Nagle przypomniał sobie słowa Trzysińskiego: „Nie była obojętna nawet dla mnie starego“. Słowa te podziałały na niego, jak uderzenie pięścią w oczy. Patrzył na jej smukłe nogi, na pierś lekko uwydatnioną pod czarną tkaniną, na szyję, która jak łodyga białego kwiatu wykwitała z czarnego tła pyjamy. Oczy przysłoniła mu mgła. Wyobrażał sobie teraz, że Hanka siedzi na ostrych kolanach Trzysińskiego, a suche palce starca, zdejmują z niej czarną zasłonę...
Zacisnął pięści tak mocno, że w stawach uczuł ból, ale podsycał dalej swoją zazdrość, aż do granic największego napięcia.
Nagle postąpił krok naprzód, parkiety skrzypnęły i Krzeszówna odwróciła głowę. Na jej twarzy wystąpił miły uśmiech, ręką wskazała na miejsce obok siebie na skórze.
— Ludwiku usiądź tutaj, musisz wysłuchać mojego djalogu w trzecim akcie, — prosiła, składając małe usta jak dziecko.
Uśmiech Hanki rozbroił go. Koszmar zazdrości zniknął gdzieś bez śladu. Usiadł obok niej na miękkiej, puszystej skórze, wziął rolę do rąk. Hanka przeciągnęła się leniwie, nagle wpiła się ustami w jego usta, aż tracił oddech. Potem miękko złożyła jego głowę na swoich kolanach.
— A teraz słuchaj, — przekartkowała rolę, wskazując palcem miejsce.
Karnicki słuchał. Jego własny wiersz nabierał w jej ustach dziwnego czaru i dźwięku tak, że sam zaczął się dziwić, że to on stworzył to dzieło. Zdawało mu się, że słyszy go po raz pierwszy, że jest tak potężny, iż mózg jego byłby za nikły dla jego stwo-