Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kawieniem na pieszą wędrówkę obojga i czekali niecierpliwie na chwilę, kiedy usiądą na trotuarze.
— Ale są „pod gazem“ — zauważył jeden z szoferów, wywołując głośny śmiech towarzyszy.
Mężczyzna, bardziej przytomny od swej towarzyszki, obejrzał się i spostrzegł, że stał się przedmiotem wesołego widowiska, postanowił więc zaniechać dalszych prób spaceru i tłumiąc atak czkawki, krzyknął:
— Dorożka!!
Pięciu dorożkarzy podcięło konie, starając się prześcignąć jeden drugiego. Wybór dorożki stanowił niemały kłopot dla wesołej pary, bo gdy on decydował się już wsiąść w jedną, to ona z uporem ciągnęła do drugiej. Wreszcie decyzja zapadła i oboje usiadli na poduszki wehikułu. Pan w karkułowym kołnierzu podał adres jakkiegoś hotelu, na który znów jego towarzyszka nie chciała się zgodzić.
— Do mnie nie możesz jechać — upierała się, bełkocąc monotonnie.
— Ależ przyrzekłaś mi... — perswadował nieznajomy.
— No dobrze, ale tu w tej dorożce musisz mi przysiądz, że będziesz się zachowywał cicho jak kot...
— Przysięgam.
Wreszcie ustalono adres. Woźnica zaciął konia i dorożka potoczyła się wolno po nierównym bruku ulicy Senatorskiej.

My katalisia po łodkie
Alosza, Wania, ja w sierodkie..“

Doszła do uszu szoferów rosyjska piosenka uliczna, którą wyciągał sopran w dorożce. Dorożka skręciła w Wierzbową, wreszcie zatrzymała się przed jednym z podrzędnych hoteli na Trębackiej. Woźnica zeskoczył z kozła, pomógł swoim pasażerom wyładować się na trotuar. Gdy mężczyzna z trudnością rozliczał się z dorożkarzem, jego towa-