Strona:Aleksander Arct - Spiskowcy (1907).djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

Na krzyki chłopca przybiegło na plac kilku ludzi.
— Co to się stało? — spytali Waltera.
— Ten oto knecht grozi ojcu więzieniem. Ratunku, ratunku!
— Jak śmiesz napadać na wolnego obywatela — zawołali przybyli, zbliżając się do knechta.
— Idźcie precz! — krzyknął zuchwały żołnierz. — Hej, Frissharcie — krzyknął na swego towarzysza. — Przybywaj mi na pomoc!
— Bracia! Skróćmy cugle zuchwałości tych zbirów — wołali mieszczanie. — Nie pozwólmy napadać na bezbronnych ludzi.
Powstała bójka, podczas której mieszczanom udało się wreszcie wyrwać Tella z rąk żołdaków.
Naraz na placu ukazało się kilku uzbrojonych żołnierzy. Za niemi nadjechał Gessler, otoczony kilkunastoma konnemi pachołkami.
Ujrzawszy księcia, Frisshart znów się rzucił na Tella i chwyciwszy go za ramię, zaczął krzyczeć jeszcze głośniej:
— Na pomoc! Powstanie! Zdrajca! Zdrajca!
— Milcz, nędzny psie! — zawołał Tell. — Oto masz za zdrajcę!
I tak silnie uderzył go pięścią w plecy, że Frisshart się zatoczył i upadł na ziemię.
— Rozstąpić się! Książę przybywa! – krzyczeli żołnierze i rażąc halabardami mieszczan, torowali księciu drogę.
— Rozpędzić tę hołotę! — krzyknął Gessler. — Precz stąd! — wołał wjeżdżając w tłum. — Pachołcy utwórzcie z lanc i halabard koło! Frissharcie, dlaczego wołałeś o pomoc? Kto jest ten człowiek?
— Potężny panie! — odparł Frisshart — ten