Przejdź do zawartości

Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.1.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powołane tu najwybrańsze nazwiska czcicieli Klaudyny same już starczą za najpiękniejszą oprawę do portretu owej niezwykłej kobiety.
W gronie pierwszych spędziła Potocka najważniejszą niedługiego swego życia epokę, ich to myślami i uczuciami koiła cierpienia niedoli nienieszczęśliwych; nawzajem, wzorem i przykładem bogobojnych, miłosiernych swych czynów, kazała im wierzyć w ludzkość, cnotę, w lepszą dla wszystkich na tej ziemi przyszłość.
Pani arystokratycznego rodu, otoczona od kolebki widokiem doczesnej szczęśliwości, wystąpiła dobrowolnie z owej sfery uprzywilejowanej, by w skromnej sukience siostry miłosierdzia spieszyć tam, gdzie mogła koić cierpienia chorych i umierających. W wątłem jej, od zarania młodości na śmierć rychłą przeznaczonem ciele, tkwił duch poświęcenia bezgranicznego dla istot słabych, opuszczonych, dla wszystkiego, co cierpiało, co tęskniło, co potrzebowało wiary i otuchy, by nie uledz, nie złamać się moralnie pod brzemieniem przeciwności.
Zdawać by się mogło, że postać tak wyjątkowo piękna, powinna była zaznaczyć się w literaturze wydatniejszemi pracami biograficznemi, dla wytłómaczenia przed potomnością tajemnicy owego wpływu, jakim spromieniowała umysły współczesnych i swego poetyckiego otoczenia.
Jak dotąd wszakże, tylko podania przekazują pokoleniom pamięć Klaudyny, podania, co prawda, wyjątkowo cenne, bo pochodzące od świadków bezpośrednich działalności doczesnej owej promiennej postaci. Z tych zatem kamyków barwnych, oszlifowanych przez mistrzów słowa: przez Mickiewicza, Odyńca, Pola, nadto ze wspomnień zanotowanych przez bezimiennego autora we Wiadomościach z r. 1860, wreszcie z luźnych kilku notatek, użyczonych mi łaskawie przez Wawrzyńca hr. Engeströma, postaram się odtworzyć zarys życia owego «anioła-kobiety,» owego ducha, który mógł natchnąć Mickiewicza «wiarą w cnotę i dobroć na ziemi».
Klaudyna Potocka, córka, Ksawerego Działyńskiego, wojewody kaliskiego, i Justyny Modesty regimentarzówny, z hrabiów Działyńskich, urodziła się w roku 1802 w Kórniku, w Wielkim księstwie Poznańskiem. Dzięcięce lata i młodość spędziła w otoczeniu, które ją zawczasu przygotowało do roli niewiasty bogobojnej, pełnej poświęcenia dla ideału cnoty i miłosierdzia, jaki w życiu swem ukochała. Otoczona troskliwą opieką rodziców i kształcona na wzorach obywatelskich swych przodków, z zapałem oddała się książkom, rokując nadzieję, że pozostawi po sobie pamięć umy słu głębokiego i twórczego na polu piśmiennictwa. Wychowywana surowo i niemal po spartańsku, nigdy nie korzystała ze zbytku i wygód swego otoczenia arystokratycznego. Prostota, otwartość, abnegacya i pokora — stanowiły cechę jej charakteru i uczyniły ją wytrzymałą na trudy siostry miłosierdzia, którym się z czasem poświęcić miała z istotnem powołaniem. Uzupełnił jej zasoby umysłowe dłuższy pobyt w Paryżu, w gronie ludzi uczonych i wśród salonów wybrańszego towarzystwa nadsekwańskiej stolicy.
Wstąpiwszy w związki ślubne z człowiekiem gorącego serca i wyobraźni, Bernardem hr. Potockim, synem słynnego podróżnika i uczonego, Jana Potockiego, mogła była Klaudyna prowadzić żywot wymarzony wśród rówieśniczek, oddanych blichtrowi zabaw i rozrywek; lecz dusza jej, namaszczona chryzmatem poświęcenia się usługom miłosierdzia, zapragnęła innych, wznioślejszych warunków działalności.
«Jako dowód, — świadczy hr. Engeström — ile wszelkie blichtry i okazałości światowe były jej obojętne, służyć może fakt charakterystyczny, iż na ślub jej, odbyty za zezwoleniem biskupa w pałacu Konarzewskim, nikt zaproszonym nie był. Zaniechano wszelkiej ostentacyi. Konie osiodłane stały przed domem, czekając na nowożeńców, którzy zaraz po ślubie w zwyczajnem ubraniu codziennem odjechali do majątku młodej pani, do Trzebawia, na wyspę, na której Tytus hr. Działyński, wystawił dla ukochanej siostry prześliczny zameczek, dziś w uroczą, pamiątkową zamieniony ruinę».
Gdy w trzecim dziesiątku wieku bieżącego pojawiła się nad Wisłą cholera, dziesiątkując ludność, wtedy właśnie, gdy zaburzenia wojenne w kraju i brak środków sanitarnych tamowały możność natychmiastowego ratunku, Klaudyna przywdziała wełnianą, szarą sukienkę, z którą się już nie rozstała i obciąwszy bujne sploty włosów, by jej nie zawadzały i czasu niepotrzebnie przy trudach szpitalnych nie zabierały, pośpieszyła do Warszawy, by tu, wespół z towarzyszkami, zrekrutowanemi z dam arystokracyi: Benigną