Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i czarnych głowach panie Lizbonianki, co do których, nawet przez grzeczność tak powszechną, wyrazu: piękne dodać sobie nie pozwalam.
Bliżéj stołu prezydyalnego wyznaczono miejsca dla członków kongresu. I tu także tłum nieprzeliczony, którego okiem ogarnąć niepodobna. Jeszcze wszystko w ruchu, kołysze się jak fala wodna, zmienia się, jak kameleona barwy. Przybyli także jednocześnie członkowie kongresu literackiego, więc rojno i ludno, jak na odpuście. Czarne barwy stanowczo przeważają. Członkowie akademii, w strojach świątecznych, pełnią obowiązki uprzejmych gospodarzy. Świat dyplomatyczny licznie się także zgromadził. Jakżeż dziwnie odbija od tego tła czarnego, prawie jednostajnego, gdzieniegdzie ukazujący się mundur wojskowy! Właśnie sekretarz Ribeiro, jako puł­kownik artyleryi, świéci złotemi szlifami. Brzęku szabli nie słychać jednak wcale.
Od pewnego czasu zwracamy uwagę na tę oto wyniosłą postać, około któréj cochwila tworzy się nowe kółko. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą.
— Ten pan, o głowie przypruszonéj nieco szronem, o pogodném obliczu, który się tak często przesuwa z miejsca na miejsce, witany powszechnie, witający nawzajem swoich licznych znajomych, miałżeby to być prezes akademii nauk, czy sztuk pięknych? — zapytałem sąsiada, który mi się