Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XXIII.


— Ha, spodobało się Bogu Najwyższemu ukarać sługę swego za grzechy jakieś dawne i widać nieodpokutowane! Bo czy to Pan Bóg kiedy karze kogo niespodziewanie? Ja za to drzewo, za te dubeltówki, za psy, lisy, zające, grzechu niemam: to grzechy cudze. Czuje niewinność swoją i gdybym dziś zszedł z tego świata, stanąłbym przed sądem z ręką na sercu, z czystem sumieniem... Oj, musiało tam być coś dawniej!... Niezawodnie przeskrobałem i mam za to pokutę sprawiedliwą.
Tak rozmawiał sam z sobą wydalony ze służby Malwa. I chodził wieczorem koło stawu, i brał się za głowę i przebiegał myślą życie, przypominał sobie stare grzechy. „Któż wie, czy to nie z tamtego jeszcze czasu, kiedy człowiek lgnął do Grubej Kaśki? O bo Pan Bóg jest cierpliwy, ale pamiętliwy!“ Nagle