Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jezus, Marya!... U takiego nic nie znaczy z za drzewa, z rowu, w łeb strzelić.
— Zwaryowałeś? Czy Maryni listów pisać nie wolno?
Ej, nie o listy chodzi! Wiem ja, co mówię, i nietrzeba mię za język ciągnąć... Pan doktór wie także.
Chylecki poczuwał się widać do jakiejś winy, gdyż nadrabiał tylko miną i w powietrze rzucił te słowa:
— Ja temu osłowi chcę dać strychniny na lisy, narażam się sam na odpowiedzialność, a on mię czemś tam straszy... Słyszałeś Franek.. przyjdź-że jutro po strychninę! A tymczasem masz tu za swoją fatygę!
Mówiąc to, felczer z łoskotem rzucił na stół dwie monety miedziane, wytarte, z owego kalibru, co to trzy kopiejki łatwo za pięć ujść może. Teterzak chciwie pochwycił datek, skłonił się i wyszedł.