Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zajutrz w oznaczonym czasie niepostrzeżenie wymknęła się z domu.
Jakoż niebawem na Krakowskiem Przedmieściu, przy samym rogu Oboźnej, spotkała pana Albina z wyżłem. As się łasił do niej, merdał jej ogonem, jego pan złożył ukłon nadzwyczajnie uprzejmy. Morusieńka otwarła usta, chciała wypowiedzieć ostrzeżenie, ale przedtem się obejrzała niespokojnie i nagle szkarłat oblał twarz jej całą: na przeciwległym chodniku ujrzała Lutę, która ją bacznie śledziła. W najwyższem pomieszaniu, zupełnie nie wiedząc, co robi, z pośpiechem rzuciła się w ulicę Oboźną, ażeby tamtędy powrócić do domu. Zabrzeski, oczarowany wdziękami dziewicy, którą przestrach jeszcze piękniejszą uczynił, pośpieszył za nią i kiedy już skręcała w odludną uliczkę, wiodącą z Oboźnej na Sewerynów, przemówił w te słowa:
— Pozwól mi, pani, abym ci uczynił wyznanie, od którego życie moje zależy!
Strwożyło to dziewczynę jeszcze bardziej, gdyż była pewna, że Luta za nimi podąża. Doznała zawrotu głowy, czuła, że jej się ziemia z pod nóg usuwa, wytężyła wszystkie siły, ażeby przyśpieszyć kroku, gdy się nagle potknęła, jęknęła — „Ah!“ — i upadła.
Powszechnie wiadomo, że zakochani umieją korzystać z każdego przypadku.
Lekuchno i w okamgnienia Zabrzeski postawił Morusieńkę na nogach, błagał ją jednocześnie, zaklinał, ażeby się go nie obawiała, i przy tej sposobności złożył niezmiernie gorący pocałunek na pięknej rączce bez rękawiczki. Wyrwała mu się, jak ptaszek strwożony, biegła co tchu, a przed nią wyskakiwał, radośnie poszczekując, As, który skorzystał z chwili i razem z łańcuszkiem wymknął się swojemu panu.