Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cej zapominał o Asie, im bardziej wzrastała jego miłość dla Morusieńki, w której z każdym dniem odkrywał nowe wdzięki, nowe zalety.
Dziwnie to niekiedy układają się sprawy naszego życia, gdy przerozmaite względy niewolą człowieka, ażeby do upragnionego celu nie dążył drogą prostą, lecz — bocznemi ścieżkami.
Pan Albin, chcąc sobie zapewnić możność widywania Morusieńki, musiał się starać nieuchronnie o względy Luty i Guty, które były paniami domu. Sadził on się na okazywanie grzeczności obu tym pannom, okazując im względów daleko więcej, aniżeli nawet Morusieńce. Wiedział czy przeczuwał, że byłyby one nadzwyczajnie niebezpieczne, gdyby się zwróciły przeciw niemu, i usiłował je sobie wszelkiemi sposobami zjednać, ująć. To jego zachowywanie się wytworzyło bardzo osobliwą dwuznaczność: dwie starsze siostry, już dlatego samego, że starsze, poczęły sobie tłumaczyć zabiegi pana Albina, każda na swą własną korzyść. Co więcej, Morusieńka, obdarzona bardzo przenikliwym wzrokiem i niepospolitą domyślnością serca, ona nawet miewała przelotne chwile wątpliwości. Niewdzięczna, nie umiała ocenić, że on przecież tylko dla niej, dla niej jednej, przymusza się do odgrywania roli niezmiernie uciążliwej!...
Dopóki sympatja panien Swojewskich zwracała się ku Asowi, w domu panowała harmonja i każda z sześciu sióstr, nie budząc uczucia zazdrości w innych, mogła sobie psa zjednywać. Teraz nietrudno było dostrzec, że Luta i Guta prowadzą z sobą milczącą wojnę, gdyż każda z nich mniej więcej tak myślała:
— Onby tylko mnie jedną kochał, gdyby nie siostra moja!...
Zabrzeski otrzymał od panien Swojewskich