Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dopiero po wyjściu Zabrzeskiego Morusieńka opuściła swe miejsce pod oknem. Można przypuszczać, że dlatego siedziała tam tak uparcie, ponieważ starsze siostry uważały ją za małoletnią mimo skończonych lat ośmnastu i przynajmniej w domu nie pozwalały jej nosić długiej sukienki. Niby kwiat z pączka, wyglądała dziewczyna ze swego pensjonarskiego ubrania, usiłując całą pełnią kształtów dziewiczych rozedrzeć ten wąski powszędy worek barwy ciemno-orzechowej. Ramiona, ściśnięte wąskiemi rękawami, sprawiały zaczerwienienie i obrzęknięcie bardzo kszałtnych rączek; piersi, zapięte pod szyję, zbyt widocznie wznosiły się i opadały; ale najbardziej ze wszystkiego raziła krótkość sukni pensjonarskiej, gdyż Morusieńka ukończyła pensję przed dwoma laty, nadzwyczajnie rosła i rozwijała się fizycznie, a ciągle nosiła tę samą odzież. Otóż, wobec osób obcych wstydziła się tego ubioru i ciągle siedziała w jednem miejscu. Zresztą, starsze siostry nazywały ją „smarkaczem“, nie pozwalały jej nigdy zabierać głosu przy gościach, a i bez gości nie powinna była wyjawiać swego zdania, gdyż to oznaczało — podług Luty i Guty — złe wychowanie. Nieraz, kiedy zaczęła mówić, starsze siostry spoglądały na nią surowo i niechętnie, a As jej się wtedy przypatrywał ze zdziwieniem.
Od niejakiego czasu atoli Morusieńka buntowała się przeciw despotyzmowi starszych sióstr; coraz częściej bowiem spoglądała w zwierciadło i ciemno-orzechowa sukienka stawała jej się coraz wstrętniejsza. Chciała ona koniecznie chodzić w długiej sukni nietylko do kościoła, do Saskiego ogrodu, ale i w domu.
Rzecz szczególna, skoro gość już odszedł, a panny pozostały same i robiły spostrzeżenia