Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przykładem, tak dalece nabrały otuchy, że nawet As, dezerter, zawrócił i dopiero cała ta psiarnia opadła służącego, zuchwale nań nacierając, zajadle go oszczekując na różne głosy. Zaskoczony Franciszek używał trzepaczki, jako broni odpornej, przytem, idąc tyłem, wycofywał się z trawnika, pewny, że skoro dotrze do głównej alei placu, psy zaniechają dalszej napaści. Biedak zapomniał, że aleję główną oddzielają od trawnika pręty grubego drutu, przeciągnięte między drewnianemi słupkami! Skoro więc w swojem cofaniu się natrafił nareszcie nogami na ową zdradliwą przeszkodę, poderwany znienacka, padł tyłem jak długi na główną aleję, nakrywając się nogami. Nie przewrócił on wprawdzie przechodzącej tamtędy właśnie jakiejś otyłej niewiasty, ale upadkiem swoim narobił jej takiego strachu, że baba wrzeszczała, jak opętana. Powstały stąd zamęt usposobił psy do odwrotu, do czego może się też przyczynił i widok stójkowego, który już nadchodził w groźnej postawie.
Cała czereda z mopsikiem na czele, powywieszawszy języki, puściła się drogą poza kościołem; następnie przebiegła wskok ulicę Erywańską między snującemi się dorożkami i wypadła na plac Zielony, obiecujący daleko więcej swobody.
Markotny, bo potłuczony, Franciszek powrócił do domu, gdzie krótko a węzłowato oświadczył Zabrzeskiemu, że on godzi się tylko do obsługiwania panów, nie myśli zaś na stare lata zbijać psy po mieście, gdyż od tego są stróże, posługacze i inne podlejsze gatunki człowieka. Potem usiadł w przedpokoju i wymrukiwał, że go przepłacano, aby przyjął służbę w ogrodzie Zoologicznym, a nie chciał, ponieważ uważa sobie za ostatnie upodlenie usługiwanie zwierzętom.
Pan Albin, człowiek mało stanowczy, zmilczał,