Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbliska Asowi w zęby. Za psami, w odległości kilkunastu kroków, podążał służący Franciszek z trzepaczką w ręku, złowrogiem spojrzeniem w oku i przekleństwem na ustach:
— Bodaj jasne pioruny spaliły taką służbę!...
Mało kto może zwrócił uwagę na to, że plac Ewangelicki jest oddawna ulubionym punktem zbornym psich schadzek, szczególniej w godzinach porannych. W porze letniej, jak tylko się rozpocznie dzienny ruch miejski, można się tutaj przyjrzeć wielce uciesznym scenom psich figlów. Właśnie i teraz wyprawiał tam harce, skoki, pląsy jakiś nadzwyczajnie zwinny mopsik z ogonkiem, w kółko zakręconym, i w obróżce z dzwoneczkami. Za wpółzawodnika w turnieju popisowym miał ten psi akrobata atletę — ogromnego popielatego doga z obciętemi uszyma, w szerokiej metalowej obroży z monogramem swego pana. Kilka innych psów, w charakterze widzów, zdawało się brać żywy udział w widowisku: opasły, gruby w karku i pysku, z obwisłemi policzkami buldog; delikatny, wątłej budowy charcik, na którym, mimo ciepłych promieni słońca, drżała febrycznie skóra przywykła do pokojowej atmosfery; pudel przez nożyce na lwa wystrychnięty; wyżeł, co sfilistrzał w mieście, używając ze swym panem tylko raz na dzień przechadzki od domu do knajpy; nareszcie jakiś mieszaniec, skrobiący się nieustannie tylną łapą po wełnistym karku.
Niektóre z nich stały, inne przysiadły na ogonie, przyległy na brzuchach, a z ich fizjognomij można było wyczytać, że gdyby tylko posiadały ludzkie dłonie, z pewnością biłyby mopsikowi oklaski. Inteligencję i pełną wdzięku zręczność malców widocznie psy nawet cenią wyżej, aniżeli brutalną siłę olbrzymów.
Pojawienie się na placu Asa i pudla, nieustan-