Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Błyszczą one, jak rdzeni spróchniałéj światełka,
Jak na gałąskach wody perełka,
Kiedy ją wicher skrysztali.
Podniosła głowę nad łóżko,
Rzuciła na nas oczyma,
Głowa opadła na łóżko,
W twarzyczce bladość opłatka,
Ręce stygną, a serduszko
Bije s cicha, bije z rzadka,
Już stanęło... już jéj nié ma!
DZIECIĘ.
Umarła! ach jaka szkoda!
Słuchając płakałem szczerze.
Czy to znajoma twoja, czy siostrzyczka młoda?
Ale nie płacz, niechaj jéj wieczny pokój świeci,
Będziemy za nię codzień mówili pacierze.
PUSTELNIK.
To jedna śmierć, moje dzieci;
Ale jest straszniéjsza druga,
Bo nie umarza od razu,
Powolna, bolesna, długa:
Smierć ta dwie społem osoby ugodzi.