Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wprzód niźli nocną świt opędzi rosę,
Tuszę, iż dobrą odpowiedź przyniosę.„

Zegnają siebie po tym rozhoworze,
A w jedno miéjsce dążyli oboje.
Xiężna i chwili niebawiąc w komorze,
Spieszy w gmach pański przez tajne pokoje;
Rymwid niebawiąc i chwili na dworze,
Spieszy krużgankiem, i w pańskie podwoje
Ze nie śmiał wstąpić, na progu usiada,
Szczeliną patrzy i ucha dokłada.

Niedługo czekał, klamka zaszeleści,
Z ubocznych progów mignie postać w bieli,
Kto? — woła xiążę, zerwał się s pościeli,
Kto? — ja — odpowié, znany głos niewieści;
Potém coś dłużéj rozmawiać zaczęli,
A chociaż Rymwid domyślał się treści,
Głosu nie złowić, bo w echo wplątany,
Połknęło miéjsce, lub odbiły ściany.

Rozmowa coraz żwawsza i zmieszana,
Coraz wolniała, coraz trudniéj słychać,