Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przywoźne kędyś aż od ziemi końca,
Błyszczą, jak polskich rycérzy zbroice,
Albo jak Niemen przed oczyma słońca
S pod sniegu zimne gdy odsłoni lice.

„A ja com zyskał za rany i znoje?
Com zyskał, że od maleńkiego wieku
S pieluchów zaraz przewiniony w zbroje,
Xiąże jak Tatar żył o końskiém mleku?
Cały dzień konno, w wieczór końska grzywa
Poduszką moją, przy niéj noc wystoję,
A rankiem znowu trąba na koń wzywa;
Ze wtenczas kiedy moi rowiennicy
Jeżdżąc na kijach, szablami z łuczywa
Beśpiecznie sobie grali po ulicy,
By siwą matkę lub dziecinną siostrę,
Zabawić wojny kłamanéj obrazem;
Wtenczas s Tatary jam gonił na ostre,
Lub wręcz s Polaki ścinał się żelazem!

„Przecież me państwa od Erdwiłła czasu
I piędzią szérzéj ziemi nie zaległy;