Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
tomasz

Wolałbym być pod ziemią, w głodzie i chorobie
Znosić kije i gorsze niźli kije — śledztwo;
       145 Niż tu w lepszém więzieniu, miéć was za sąsiedztwo —
Łotry! wszystkich nas w jednym chcą zakopać grobie.

frejend

Jakto? więc płaczesz po nas? — masz kogo żałować!
Czy nie mnie, pytam, jaka korzyść z mego życia?
Jeszcze w wojnie, — mam jakiś talencik do bicia,
       150 I mógłbym kilku Dońcom grzbiety naszpikować:
Ale w pokoju! Cóż stąd, że lat sto przeżyję
I będę klął Moskalów, i umrę, — i zgniję?
Na wolności wiek cały byłbym mizerakiem,
Jak proch, albo jak wino miernego gatunku:
       155 Dziś, gdy wino zatknięto, proch przybito kłakiem,
W kozie mam całą wartość butli i ładunku.
Wytchnąłbym się jak wino z otwartéj konewki;
Spaliłbym jak proch lekko, z otwartéj panewki;
Lecz jeśli mię w łańcuchach stąd na Sybir wyślą,
       160 Obaczą mię Litwini bracia i pomyślą:
Wszakci to krew szlachecka, to młódź nasza ginie,
Poczekaj zbójco Caru, czekaj Moskwicinie! —[1]
Taki jak ja, Tomaszu, dałby się powiesić,
Żebyś ty jednę chwilę żył na świecie dłużéj.
       165 Taki jak ja, ojczyźnie tylko śmiercią służy:
Umarłbym dziesięć razy, byle cię raz wskrzesić —
Ciebie, lub ponurego poetę Konrada,
Który nam o przyszłości, jak cygan powiada —

do Konrada:

Wierzę, bo Tomasz mówił, żeś ty śpiéwak wielki;
       170 Kocham cię, boś podobny także do butelki;

  1. w. 162: Caru, gwarowe (z rosyjskiego) zamiast: carze.