Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do spokojnego wraca Kapitolu.
       40 Piękne, szlachetne, łagodne ma czoło,
Na czole błyszczy myśl o szczęściu państwa;
Rękę poważnie wzniósł, jak gdyby wkoło
Miał błogosławić tłum swego poddaństwa,
A drugą rękę opuścił na wodze,
       45 Rumaka swego zapędy ukraca.
Zgadniesz, że mnogi lud tam stał na drodze,
I krzyczał: »cesarz, ojciec nasz powraca«!
Cesarz chciał zwolna jechać między tłokiem,
Wszystkich ojcowskiem udarować okiem:
       50 Koń wzdyma grzywę, żarem z oczu świeci,
Lecz zna, że wiezie najmilszego z gości,
Że wiezie ojca milijonom dzieci,
I sam hamuje ogień swéj żywości;
Dzieci przyjść blisko, ojca widzieć mogą,
       55 Koń równym krokiem, równą stąpa drogą.
Zgadniesz, że dojdzie do nieśmiertelności![1]

Car Piotr wypuścił rumakowi wodze,
Widać, że leciał, tratując po drodze,
Odrazu wskoczył aż na sam brzeg skały,
       60 Już koń szalony wzniósł w górę kopyta,
Car go nie trzyma, koń wędzidłem zgrzyta;
Zgadniesz, że spadnie i pryśnie w kawały!
Od wieku stoi, skacze; lecz nie spada:
Jako lecąca z granitów kaskada,
       65 Gdy ścięta mrozem nad przepaścią zwiśnie: —
Lecz skoro słońce swobody zabłyśnie,
I wiatr zachodni ogrzeje te państwa,
I cóż się stanie z kaskadą tyraństwa?«


  1. w. 56 ob. Objaśnienia Poety.