Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część III.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



II
GENEZA III CZĘŚCI DZIADOW

Na wybuch natchnienia zanosiło się oddawna. Kiedy Mickiewicz pewnego poranka kwietniowego 1832 r. poczuł w kościele drezdeńskim, że się nad nim jakoby »bania z poezją rozbiła«, to była to tylko jasna świadomość, że cierpliwie oczekiwany moment twórczy nadszedł, że się czasy wypełniły i że arcydziełu myśli i uczuć pora na świat... Od lat kilku wzbierały w nim prometeuszowe myśli: póki był w Rosji, w okuciach tłumić w sobie musiał żale i cierpienia; gdy odetchnął pełną piersią za granicą, spotkał się tam z taką różnolitością wrażeń, z tylu nowemi podnietami umysłowemi (Hegel, Goethe, Lamennais, przeszłość klasyczna, muzea, Dante i t. d.), że fantazja jego ucichła narazie, jakkolwiek wewnętrzna walka rozumu z wiarą dążyła już wówczas (w końcu 1829 r.) do przybrania poetycznych kształtów w tragedji »prometeuszowej«. Na prometeuszowe myśli padają w r. 1831 bezustanku iskry narodowego pożaru: dokonana niedawno w Rzymie wewnętrzna budowa wiary, miłości i nadziei zatrzęsła się w posadach swoich po katastrofie r. 1831. Pierś Prometeusza polskiego przygniotło nowe, straszne brzemię. Zasunął się ołowianemi chmurami naokół horyzont jego duszy. Myślom jego coraz nieznośniej i duszniej było; ten nadmiar bólu patrjotycznego i zgryzoty, zwątpienia i rozpaczy byłby mu rozsadził pierś, gdyby nie był znalazł ujścia... Łzawnica przepełniona była