Strona:Adam Mickiewicz - Dziady część I, II i IV.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
GUSTAW (patrząc na zegar).

Wybiło dwie godziny: miłości, rozpaczy;
A teraz następuje godzina przestrogi.

KSIĄDZ (chce go sadzić).

Usiądź, połóż się, oddaj zabójcze narzędzie,
Pozwól rany opatrzyć...

GUSTAW.

Daję tobie słowo,
Że aż do dnia sądnego sztylet w pochwach będzie.
O ranach próżna troska: wszak wyglądam zdrowo?

KSIĄDZ.

Jak Bóg na niebie, nie wiem co to...

GUSTAW.

Skutki szału,
Albo może kuglarstwo?... Są kosztowne bronie,
Których ostrze przenika i aż w duszy tonie:
Przecież widomie nie uszkodzą ciału.
Taką bronią po dwakroć zostałem przebity...

(po pauzie z uśmiechem)

Taką bronią za życia są oczy kobiéty,

(ponuro)

A po śmierci grzesznika cierpiącego skrucha!

KSIĄDZ.

W imie Ojca i Syna i Świętego Ducha!
Czego stoisz jak martwy? zaglądasz na stronę?
Ach, oczy!... przebóg, jakby bielmem powleczone!
Puls ustał... ręce twoje zimne, jak żelazo!
Co to wszystko ma znaczyć?