Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

posiadaczem bardzo skromnej fortunki czułem się na każdym kroku przygniecionym tym rzucającym się w oczy impertynenckim przepychem.
Jakże mnie nie miała gniewać ta lekkomyślna zgraja rzucająca na każdym kroku tysiącami, zamieszkująca wspaniałe wille, paradująca najmodniejszemi powozami zaprzężonemi bajecznej ceny końmi, ubierająca się z najwyższym gustem wedle najświeższej mody, dogadzająca wszystkim swoim najmniejszym zachceniom i obfitująca we wszystko, kiedy, ja Jan Stożek miałem zaledwie na opędzenie najpierwszych potrzeb życia i musiałem się aż zapożyczyć, aby do Baden-Baden przyjechać. Chcąc pojąć ile się może zgromadzić w sercu człowieka goryczy i zawiści dla szczęśliwych wybrańców losu, trzeba się koniecznie znaleźć samemu w wirze zbytkowego życia, trzeba wmieszać się w tłum elegantów i elegantek w swojem nieświeżem i przez zaściankowego krawca sporządzonem odzieniu, trzeba idąc piechotą być obryzganym przez pędzące powozy i upokorzonym przez ironiczne spojrzenia siedzących w nich strojnych i pełnych wdzięku kobiet, trzeba przyglądając się codzień wystawnym obiadom stołować się samemu w jakiej pokątnej garkuchni, być lekceważonym przez kelnerów i lokajów a ignorowanym przez resztę świata.
Wtedy dopiero będąc wystawionym na wszystkie pokusy, a zarazem na wszystkie prywacje i czując się co chwila dotkniętym w swojej miłości