Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

berta jak własnego syna — a nie widziała go tak dawno. Znał to przywiązanie Jazyga, i ucieszył się widząc poczciwą twarz, rozjaśnioną razem uśmiechem i oblaną łzami.
— Moja dobra, kochana pani Żebrzyńska! jakżem rad że was widzę! zawołał.
Jejmość odwróciła się do córki....
— A ukłońże się — toż to pan Robert — a dygnij mi ślicznie!
Dziewczę się po uszy zarumieniło.
— Wystaw sobie, mój złoty panie, poczęła Żebrzyńska — jak to człowiek nigdy nie wie co błogosławić, a co przeklinać.... Wczoraj jak mi się Kondrat bestya spił, żem o pół mili od domu musiała tu w tém karczmisku nocować i za owies płacić, a tam mi się mężysko turbowało co się zemną dzieje — ani mi się śniło, żeby mnie tu dziś takie szczęście czekało.... O Jezu mój miły! Ale jak pan mi wyglądasz mizernie!
Popatrzała nań Żebrzyńska, odwróciła się do córki, któréj coś szepnęła, a ta natychmiast odeszła i zbliżyła się szybko do Roberta, odprowadzając go nieco na stronę.
— Mój złoty panie — zaczęła — ja bo was i nie śmiem za język ciągnąć — a tak mi się chce prawdy dowiedzieć? Pan mnie znasz, jam cię na ręku nosiła.... możesz mi zaufać. Powiedz, czy to prawda co tu ludzie plotą? Po całym sąsiedztwie