Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skiego tam jutro wysyłam, aby je objął i gospodarował. O żadną stratę mi nie idzie... choćby wszystko z kretesem licho wzięło... Pal ich kaci!...
Nie pozwolę ci tam siedzieć — jest-to moja wola niezłomna. Wiesz, że ja co raz powiem, dotrzymuję....
Zostaniesz ze mną.
Tu zamilkł nieco major, spodziewając się odpowiedzi jakiejś — Robert siedział ze spuszczoną głową niemy, słuchał jak zdrętwiały — i gdy ojciec mówić przestał, nie odezwał się wcale.
— Tak będzie? — powtórzył major.
Robert nie odpowiedział nic.
— Cóż ty na to? — zawołał stary trochę zniecierpliwiony.
— Jak skoro ojciec rozkazuje, nie mam nic do odpowiedzenia — odezwał się Robert głosem złamanym.
— Ja wiem, że ci to nie w smak, mówił daléj major — odwykłeś od naszego towarzystwa i obyczaju — państwo ci zasmakowało. Ten nieszczęsny Ruszków cię popsuł. My chwała Bogu, do tych ludzi i świata nie należymy i należeć nie będziemy. Wrócić trzeba do własnéj chaty i w niéj szczęścia szukać.
Czując jak niewłaściwie byłoby bronić się od zarzutów i spór wieść z ojcem, Robert wszystko przyjmował milczący. Twarz mu się tylko paliła.