Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nakazywała sobie ten uroczysty spokój, który był zwykłym wyrazem jéj twarzy....
Półkownik uląkł się zobaczywszy ją, Robert był zdziwiony i oniemiały. Na nim scena ta zostawiła ślady, poznać było łatwo, że cierpiał i był szczęśliwy, że gorączka nim owładała. Ada starała się mu dodać swojéj zimnéj odwagi.
— Wiesz, kochany półkowniku? poczęła niby obojętnie — słyszałeś? Tracimy na jakiś czas pana Roberta.... Major się do niego zatęsknił i powracać mu każę....
Brandys smutną twarz przybrał.
— A i mnie to bardzo przykro było posłyszeć — rzekł, — poczciwy major, ma także swoje kaprysy czasem....
— Byleby nam nie trzymał kochanego naszego sąsiada — ciągnęła daléj gospodyni, prowadząc ich do stołu — będzie nam po nim tęskno i pusto — nie prawdaż?
— Jeśli komu to mnie! — rzekł Brandys — bom się ja do niego, mogę powiedzieć śmiało, przywiązał jak do syna....
U stołu nie było szczęściem tego dnia kanonika, którego przytomność zawsze chłodem wiała na wszystkich — ale przyszła, może umyślnie, panna Hortensya. Służąca jéj, starająca się plotkami przypodobać pani, doniosła jéj, że Brandys przywiózł pana Roberta, który bardzo śpiesznie wbiegł blady