Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest.
— Bardzo mi miło....
Moment jakiś stali tak, niby nie wiedząc co daléj z sobą poczynać mieli.
— Garson! szklankę groku.... chłodny wieczorek....
— Mrozu tylko co nie widać.
— Kapitan zawsze w Warszawie?
— A gdzieżbym się ja podział? Jeśli wyjadę, to chyba na Powązki — rzekł Sroczyński — a do téj podróży jeszcze ochoty nie mam, choć — wielu mnie tam towarzyszów broni wyprzedziło! Hę! kwatermistrze!! Cha! cha! No — a pan dobrodziéj?
— Ja? najczęściéj w Warszawie, zimą przynajmniéj zawsze.... Pan wie, ja jestem stary brukowiec.... Teraz mi jeszcze przybył dom tutaj mojéj kuzynki.... panny Ady Pretwiczowny, który mnie jeszcze bardziéj przywiązuje do miasta....
— Słyszałem! słyszałem! dom, w którym się literaci, artyści, muzycy, malarze i piękny świat gromadzi co czwartki.... czy co piątki....
— We czwartki! poprawił pan Karol. W piątek dla postu, który surowo się w tym domu zachowuje gospodyniby przyjmować nie mogła.
— A to właśnie dziś czwartek.... rzekł Sroczyński.
— I ja też, jak pan widzi, rękawiczki naciągam. A że tam herbata późno.... a mnie się pić okru-