Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z wąsami do góry podkręconemi i zafarbowaną na barwę kasztanowatą czupryną, obok Roberta i Karola, stolik zajmował niemłody mężczyzna, wojskowo się trzymający. Przywitał się on z Karolem, zmierzył oczyma jego towarzysza, i pochyliwszy się do ucha, zapytał pół-głosem:
— Kto taki?
— Pan Robert Jazyga.
— Hę? czy nie syn majora?...
— Jedyny!
Mężczyzna wstał i podniósł ręce do góry....
— Pan Robert Jazyga, syn majora! Pójdź, kochany mój, niech cię uścisnę. Z ojcem razem służyliśmy.... Jakże mi przyjemnie!... Może kiedy o mnie wspominał — kapitan Sroczyński.
— W istocie, słyszałem nieraz nazwisko pańskie z ust ojca....
Uścisnęli się tedy serdecznie i usiedli, a tuż posypały się pytania — o zdrowie majora, o powód przybycia do Warszawy i t. p.
Kapitan był gaduła — Karol mu pomagał. Robert, który nie miał ochoty do gawędy, mógł słuchać, odpowiadając to uśmiechem, to jakiém poruszeniem.
— Ale zkądże to panu kapitanowi się wzięło stołować w restauracyi? zapytał Karol.... wszakże....
— Tst! to jest tajemnica! pochylając się niby do ucha — ale nie zniżając głosu począł pan Sro-