Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rego Jazygę z jego łysiną, na któréj sterczał węzełek, z fajką, z chustką podpiętą wysoko — wzdrygała się. Robert bladł jak widmo przy tym wizerunku jaskrawym.... Ideał nie dawał się rozdzielić od karykatury... Wstrzęsła się....
Karol ją ciągnął do Warszawy! Co za myśl! Ona — owa niewiasta, co swą niepodległość tak ceniła wysoko, miałaby w oczach całego świata upokorzyć się, poniżyć do tego stopnia, by leciała na spotkanie zwycięzcy.
— Ja tego nigdy w życiu nie zrobię — mówiła rumieniąc się. Karol jest szalony! ma mnie za najsłabszą z istot.... za.... ja niewiem. Jak on mógł pomyśleć co podobnego? Przypuścić, abym ja żebrała szczęścia! To niemal obrażające!...
Jaka lekkość nieznośna.... co za igraszka z uczuć najświętszych!... Jam go o nic nie prosiła! ja go do niczego nie upoważniałam...
Łamała ręce chodząc....
— Jak on się mógł tego dopuścić!
Myśl jéj wracała potém do biednego Roberta, który dla niéj się narażał ojcu.... gotów był wypowiedzieć mu posłuszeństwo. Przypominała sobie, że ona sama go ośmieliła, pociągnęła, rozbudziła w nim te uczucia, których następstwa przyjąć teraz musiała!
Zdawało jéj się, gdy myślała o nim, że gotowa