Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc skłonił się doktor i pośpieszył do domu. Major był najmocniéj przekonany, iż przyjaciel Roberta działał w jego sprawie — i uspokoił się.
— Namówili się, filuty! ale i jam nie głupi!
Z tém wrócił do domu.... Nie trwało jednak długo uspokojenie — dość było spójrzeć na twarz Roberta, ażeby dostrzedz cierpienie....
Przed sędzią Erdziwiłłem w trochę inny sposób, otwarciéj się Paciorkiewicz wyraził: — że istotnie Robert nie jest dobrze — gorączki ma trochę, należałoby nie zwiększać jéj niczém. Major posłyszawszy to, machnął ręką.
— Wszyscy się spiknęli jemu pomagać, a mnie straszyć....
Sam jednak coraz spoglądając na syna — chwilami lękać się znowu zaczynał. Milczenie i zasępienie jego było mu nieznośne.
Tak stały rzeczy w Żabliszkach, gdy jednego rana, przybył posłaniec z miasteczka z listem.... Major z fajką siedział w ganku; oddano mu list. Był ręką nieznajomą adresowany do Roberta.... Ojciec mu go zaraz zaniósł.... Ciekawy był, lecz nie nastawał na poznanie treści. Syn z niéj tajemnicy nie czynił i podał ojcu....
List brzmiał jak następuje:
— «Miałem przyjemność poznać pana dobrodzieja w Ruszkowie; przypominam się pamięci Jego....