Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Daj ty mi pokój — rzekł wstając sędzia, — jeszczebyś do niéj jakiego dyweldreku namieszał.... mszcząc się za verba veritatis.... Przybywaj jutro na obiad....
Paciorkiewicz słowa dotrzymał, i drugiego dnia bryczka jego ze dzwonkami, bo zawsze pocztą jeździł, zatrzymała się przed gankiem w Żabliszkach. Powitanie z Robertem było bardzo serdeczne. Doktor oświadczył, że dowiedziawszy się o jego powrocie, nie mógł się oprzeć chęci odwiedzenia dawnego towarzysza zabaw szkolnych, palanta i śnieżek.... Oko jego tymczasem, nawykłe do szukania wszędzie oznak charakterystycznych chorób, badało Roberta, ucho chwytało intonacyę głosu.... Mimowolnie biorąc go za rękę, trzymał ją więcéj jako lekarz, niż jak przyjaciel. Nie przeszkadzało mu to być wesołym, żartować z majorem, opowiadać anegdotki i śmiać się z chorych, którym do zdrowia brakło tylko, aby je mieć chcieli. Robert z nim trochę poufalszy niż z innymi, nie otworzył mu się jednak z niczém. Trochę cyniczne pytania, zadawane na osobności, gdy poszli we dwóch do mieszkania jego, tylko kwaśnemi zbywał półuśmiechami.
Paciorkiewicz zabawił tu dłużéj niżeli zwykł był u chorych; przyjęty po przyjacielsku, wypoczął wygodnie, i dopiero po kawie poobiedniéj, spójrzawszy na zegarek, ruszył się wołając o konie. Major