Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Robiłem co mogłem — odpowiada na wszystko, że mu dobrze, że nic nie braknie, na nic się nie skarży. Pzyznał mi się, że mu żal było gospodarstwa w Zahajach.... boć to jego pierwsze pole.... więcéj nic....
— Gospodarstwa! ale! przebąknął major. Piękne tam było gospodarstwo....
Namarszczył się stary.
— A no — jak sobie chce musimy kwasić się i cierpieć oba.... na to nie ma rady....
Sędzia zmilczał i począł się brać do czapki.
— Nie znajdujesz że zmizerniał? zapytał major.
— I bardzo.... Dzisiajem się mu przypatrzył szczególnie. Źle wygląda.
— Możeby Paciorkiewicza sprowadzić? dodał major — jak myślisz?
Erdziwiłł wąsa wydął.
— Jak chcesz.
Wspomniany tu Paciorkiewicz był doktorem powiatowym, i w dodatku niegdyś kolegą Roberta w szkołach. Był to młody syn Eskulapa, cały rozmiłowany w swéj nauce — ale dla niego pacyenci byli przedmiotem doświadczeń, a choroba — piękna i rzadka — w dobrym egzemplarzu, największém szczęściem! Nikt nad niego pilniéj z większym zapałem i poświęceniem nie doglądał tyfusów, karbunkułów, difteritis i okazów chorób wyższéj rangi — ale nikt nie lekceważył bardziéj małych nie-