Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była poruszoną, złagodniałą, podraźnioną przez wieczór cały.... Robert też miał fizyognomię winowajcy zawstydzonego, upokorzonego — nieszczęśliwego szczęściem skradzioném. Kanonika, co czytał w ludzkich twarzach spokojném okiem wyższego nad namiętności człowieka, nie było tego wieczoru. Wyjechał pod jakimś pozorem dla spotkania się w umówionéj mieścinie z radcą i dla ustnéj z nim narady....
Dwa dni minęły.... drugiego Robert był znowu.... o gościach nie było słychu. Ada unikała teraz oddalenia się z Robertem od towarzystwa.
— Nie zasługujesz na zaufanie, rzekła mu na wpół żartobliwie. To nie po bratersku.... Boję się ciebie....
Jazyga brał to ściśle jak było powiedziano, wyrzucał sobie swą zbrodnię, martwił się tém i zaręczał, że na przyszłość będzie panem siebie....
Ada miała mu wprawdzie za złe ten poryw namiętny — gniewała się niby — lecz — dla czego teraz stał się jéj jeszcze droższym, milszym jeszcze...? nie wiedziała. Był to może skutek litości nad słabością jego....
Łudziła sama siebie tém braterstwem, które ją uspakajało na dziś....
Jutro? nie patrzała w przepaści jutra! Każda miłość dniem dzisiejszym żyje, a któraż ma jutro??