Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W téj chwili rygiel odsunął się. Oblęcki stal blady, z włosami straszliwie porozrzucanemi, z malsztokiem w ręku, z palcami węglem zamazanemi.... Ogromne ramy, które już nieraz do podobnych niefortunnych prób używane były, zajmowały niemal izbę całą....
— A! pani istotnie litości nie masz! więcéj ciekawości niż miłosierdzia....
— Łaj, ale słuchaj — odpowiedziała Ada.... Oblęcki ze smutną twarzą patrzał na wkraczających za nią Brandysa i Jazygę. Był zmieszany, zdrętwiały — jak człowiek, któregoby po łaźni nagle zimną wodą oblano.... Nie ruszał się z miejsca — oczy wlepiwszy w ziemię....
Ada stała już przed kartonem, na którym pierwszym rzutem oka, nic nad chaos linij, mozaikę świateł i cieni widać nie było. Tylko oko artysty mogło się znaleźć w tych ciemnościach, półcieniach, błyskach dziwnych.... i bezkształtnych kształtach.... Tam gdzie Oblęcki widział postacie oczyma duszy, — wzrok śmiertelnika spotykał kłęby nieforemne.... W tém wszystkiém jednak był szalony jakiś ogień i werwa.... Gdzie niegdzie twarz dzika patrzała wykończona nieco więcéj, ówdzie tors, ręce konwulsyjnie podniesione.... ciała zgniecione na massę....
Ada rozczarowana patrzała z razu....