Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma to minę, pułkowniku — rozśmiała się złośliwie panna, — jakbyście gotowi na największe ofiary, byle się mnie pozbyć.
— A! pani dobrodziejko! Godziż się to?
— Żartuję, panie Brandys — oczywiście żartuję, nic więcéj.... Jeszcze nie wiem sama. Zaledwie powiedziałam o tém kuzynce.... nadto jest troskliwa.... Widzi pan — dodała wskazując sprzęty do koła — niełatwo to z mojemi gratami się wywieźć....
Brandys głową potrząsał.
— Ja tylko czułem w obowiązku stawić się po rozkazy, rzekł — rozporządzenie wszelkie należy do pani.... Sługą jéj jestem....
To mówiąc skłonił się i wyszedł, nie pytając więcéj.
Po jego wyjściu zerwała się impetycznie z krzesła Hortensya, załamując ręce.
— Słyszałeś, hrabio, widziałeś! — krzyknęła. Otóż to jest wdzięczność za moje poświęcenie się dla niéj, za serce, za miłość, za te rady i czuwanie, któremi lat tyle ją chroniłam od zguby.... aż do téj nieszczęsnéj godziny.... Bez serca....
— Dowodzi, że go ma może nadto, rzekł kanonik cicho — choć niém źle rozporządza....
Hortensya przechadzała się, rzucała raczéj po pokoju....