Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 2.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie sen zamknął powieki, ale marzenie na jawie przedłużało się we śnie.... Widziała się w swoim ogrodzie sama z nim. Robert ją prowadził pod rękę.... przypadkiem głowę złożyła na jego ramieniu, i było jéj niewysłowienie błogo.... tak, że milcząc szła daléj, pragnąc z nim iść choćby na koniec świata....
Czuła jak ją objął w pół — pochylił się ku niéj i szeptał coś co tak dźwięczało jak muzyka, a słodkie było jak śpiew rajski aniołów.
Drżała obawiając się obudzić, że to był sen — to znowu — jakby było na jawie — lękała się, aby ich nie podpatrzono idących razem....
Z za liści błyskały oczy Hortensyi; — w cieniu stał blady ksiądz i śmiał się okropném szyderstwem. Szczęście obracało się w męczarnię, pierś wybierała....
Sen się przedłużał, zmieniał.... przechodził jakby przez jasne jakieś strefy i czarne otchłanie.... Robert znikł, była sama, szukała drogi; do koła otwierały się przepaście.... suche gałęzie łamały się pod jéj stopami.... Nad brzegiem urwiska uczuła znowu jego przy sobie — i całą siłą chwyciła się ramion jego, zawisła na nich płacząc....
Usta jéj przez sen wymówiły:
— Tyś mój!
Obudziła się — dzień był biały....