Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wném na elegancyę baczeniem. Z dala, w końcu wysadzanéj téj alei, w któréj połowie młode drzewa spotykały się ze starą lipową cienistą ulicą — widać było obszerne zabudowania dworu, który na pański zakrawał. Panował nad niemi wysoki dach czerwony, niby pałacyku, około którego gruppowały się w pozornym nieładzie budynki dosyć pokaźne, poprzegradzane drzewy staremi i zielonością. Wśród niéj oko rozpoznawało i świerki i liściaste kłęby kasztanów, topoli, i gdzie niegdzie pnie brzóz wysmukłych białe. Wieś musiała się z tyłu ukrywać, bo jéj ztąd widać nie było — z rozległości zabudowań wnosić się dawało, że mogła być wielką. Oprócz samego dworu, pomniejsze oficynki, dworki, chatki białe, wychylały się z bujnéj otaczającéj je zieloności, jak z koszyka....
Podróżny tak znowu zadumał się, że i na zagasłą fajkę, z któréj pykał dymu wspomnienia, nie zważał, i na dwór też oczu nie zwrócił. Szymek za to orzeźwiał przypatrując się miejscu, do którego dążyli, a którego nie znał pono jeszcze. Czynić musiał wnioski, jak tu konie w stajni, a on na folwarku będzie przyjętym — boć różnie się to trafia i koniom i furmanom... Iwaś w błogiéj drzemce był zawsze pogrążony, i dopiero dojechawszy do alei lipowéj, Szymek pochylił się i żwawo go napomniał, że dwór już blizko i czas przetrzeć oczy.