Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ści niż śmiechu. Z tego co się niegdyś uczył, zostało mu jedno — łacina, którą gruntowniéj umiał. Z téj był pyszny, i człowiek, co tego języka nie umiał, nic u niego nie ważył....
Taki był skład dworu pani Ady, nad którym ona despotyczną rozciągała władzę, ale razem i macierzyńską opiekę....
Już prowadzona przez ks. kanonika do sali, gospodyni w towarzystwie panny Karoliny, majora i pułkownika, miała się skierować ku jadalnemu pokojowi, będąc pewna, że jak tylko wybiła godzina, obiad musiał być gotów, gdy z drugiéj strony otwarły się drzwi, i wszedł niemi z twarzą wesołą bardzo piękny, młody mężczyzna.
Z poufałego tego wnijścia, śmiałego przestąpienia progu i wyrazu młodéj twarzy, wnosić było można, że był tu powszednim gościem, spodziewającym się dobrego przyjęcia. Spojrzenie rzucone na salę i widok majora, który drgnął cały zobaczywszy wchodzącego, — wprawiły go w zdumienie, prawie w osłupienie.
Uśmiech gospodyni wesoły, ocucił go z niego. Gość zdawał się chwilę wahać kogo ma wprzódy przywitać, szybko skłonił się pannie Adzie, i rzucił ojcu w objęcia. Był to Robert Jazyga....
Majorowi łzy w oczach stanęły, całował syna, słowa nie mogąc przemówić — patrzał nań napatrzeć się nie mogąc. Widok téj sceny poruszył