Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pochwały niezbyt Zosię zawstydzały, przyjmowała je skromnie, ale nie protestując.... Ojciec dodał:
— Prawda, mości tego, na klawikordzie nie brzdąka, głów nie rysuje kredami i po francuzku nie parluje — ale kto ją weźmie, skarb będzie miał....
I w głowę ją pocałował....
Spojrzawszy w okno, wyjść musiała panna Zofia, gdyż podobno krowy popędzono do obory, przy których dojeniu być musiała. Matka jéj nie wstrzymywała. Rozmawiano dobrą godzinę o tém i owém, i już Jazygowie odjeżdżać musieli, gdy panna Zofia z kluczami w ręku powróciła, niosąc z sobą świeży zapach obory, który nie raził nikogo. Żegnano się zatém serdecznie, i wszyscy wyprowadzali majora na ganek, a poczciwa Surymowa wesoło z niego podżartowywała.... Dostało się parę razy i Robertowi, boć gości należało w dobrym humorze utrzymać.
Zosia z daleka dyg zrobiła, nie bardzo się płoniąc. Gdy na gościniec wyjechali:
— A co? zapytał Jazyga — jak ci się podobali Surymowie?
— Przyznam się ojcu, rzekł Robert — że wiejską ich prostotę stokroć wolę, niż połowiczną cywilizacyę i niedoszłe państwo marszałka....