Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakby dobyć z niéj chciało podejrzewaną tajemnicę. Roberta wzrok spotkał oczy ojca niespokojne. Gospodyni domu uśmiechała się tak obojętna, tak chłodna, jak gdyby tylko co nie popełniła — tego co sama sobie w duchu, jako zapomnienie się kompromitujące, wyrzucała srodze. Przecież czuła, że gdyby wróciła znowu ta chwila i to uczucie, które jéj towarzyszyło, byłaby znowu.... postąpiła tak samo — byłaby powiedziała też słowa....
Co się działo z poczciwym, prostodusznym Robertem — trudno opisać.... Czcił on tę idealną niewiastę, ale mu na myśl nie przyszło nigdy, ażeby on dla niéj był i mógł być czém inném, niż pokornym uczniem i sługą. Podnieść ku niéj oczu nie śmiał....
Po raz pierwszy dotknięcie jéj ręki, dźwięk poruszonego głosu, wyrazy, któremi się odezwała do niego — wprawiły go w jakiś szał, który sobie wyrzucał jako zuchwalstwo — a... jednak się czuł tą chwilką przelotną jakby zbliżonym, jakby podniesionym do niéj. Z głową, w któréj myśli się pomieszały, wirowały, — z sercem bijącém, szczęśliwy jak nigdy w życiu nie był, wsunął się za nią do salonu.
W duchu powtarzał sobie:
— „To nie może być! to był sen! a! nie — nie godzi się nawet marzyć o tém....” Ktoby był zajrzał w duszę kobiety, ujrzałby w niéj także, dzi-